Cudowne koło z Kołobrzegu? Czy rzeczywiście zagadka została rozwiązana, czy… wręcz przeciwnie?

Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu zwołało dziś konferencję prasową.  W zapowiedziach określono ją jako: „Kolejna zagadka bitwy o Kołobrzeg w marcu 1945 r. została rozwiązana”, „absolutny unikat”. Podczas konferencji prasowej odbyła się prezentacja zabytku, będącego – jak zapowiadali pracownicy Muzeum – częścią czołgu Panzerkampfwagen III. Jak się jednak okazało, Muzeum zaprezentowało jedynie koło jezdne, które rzeczywiście może być częścią Pz.Kpfw. III, ale niestety tylko… może.

  • Udało się rozwiązać bardzo ciekawą historię dotyczącą walk o Kołobrzeg – mówi Aleksander Ostasz, dyrektor MOP w Kołobrzegu. – Tego starcia pancernego, które miało miejsce pod Kołobrzegiem. Absolutny unikat, koło od Panzer III, które potwierdziło hipotezy wcześniejsze – dodał.

Koło przekazał do Muzeum Jan Orliński, który opowiedział następującą historię:

  • Koło to przeleżało ponad 70 lat w zagrodzie mojego wujka przy ulicy Krzywoustego. Koło to jest ściśle związane z historią mojej rodziny, która przybyła do Kołobrzegu w 1942 roku jako pracownicy przymusowi. Po wojnie dziadek wraz z całą rodziną zapakował rodzinę i swój dobytek, próbując wyjechać do rodzinnej wsi koło Sochaczowa. Będąc tam stwierdził, że gospodarstwo zostało zniszczone w czasie działań wojennych, postanowił wrócić na Ziemie Zachodnie, gdzie zamieszkali w okolicach ulicy obecnie Krzywoustego. Z opowieści moich wujków wiem, że  na polu w okolicach tego gospodarstwa stał czołg, do którego moja mama z moją ciotką pozbierały wszystkie niewybuchy znajdujące się na polu, po to by móc zacząć uprawiać ziemię, zapakowały to do czołgu, podpaliły ten czołg, wysadzając go w powietrze. Pamiętam, jako młody chłopak chodząc do dziadka, w stodole stało duże koło, zębate wraz z przekładnią. Co się z tym kołem stało i z tą częścią od czołgu niestety, nie pamiętam. W latach siedemdziesiątych podczas trwania Festiwalu Piosenki Żołnierskiej wojsko polskie podjęło próbę, odkryło na polach w okolicach Kołobrzegu nad Parsętą czołg bądź fragment czołgu. Podjęto próbę wydobycia. Niestety, pozostawiając na noc wykopany czołg, w nocy przyszła potężna burza z ulewą, która spowodowała, że bagno pochłonęło ten czołg. Nie podjęto więcej próby. Istnieje człowiek, który był w tamtym czasie kierownikiem klubu żołnierskiego w Kołobrzegu w jednostce 3644, który twierdzi, że ma zdjęcia z próby wydobycia tego czołgu. Próbowaliśmy odnaleźć te zdjęcia, do tej pory nie udało się ich odnaleźć. Nie udało się namierzyć miejsca, w którym ten czołg był zakopany przez bagno.

Jan Orliński przekazał tę historię, po czym dr Łukasz Gładysiak wyjaśniał, dlaczego to koło jest tak naprawdę ważne dla Muzeum Oręża Polskiego:

  • Koło rozwiązuje jedną z zagadek związanych z bitwą o Kołobrzeg. Doskonale wiemy, że o ile od strony polsko – radzieckiej przebieg walk jest dość dobrze rozpoznany, istnieją dokumenty archiwalne, to samo tyczy się broni pancernej, natomiast od strony niemieckiej jest do tej pory wiele niewiadomych. Jedna z nich dotyczy wykorzystania pojazdów gąsienicowych po stronie niemieckiej, czyli przeciwko żołnierzom I Armii Wojska Polskiego. 27 lutego 45 roku w koszarach przy ulicy Koszalińskiej utworzono taką awaryjną czy alarmową jednostkę pancerną, która otrzymała nazwę od nazwiska dowódcy grupy pancernej „Beyer”, gdzie upchnięto mówiąc w cudzysłowie cały sprzęt pancerny, który znajdował się wówczas w mieście. Tego sprzętu nie było dużo, wiemy że były przynajmniej dwa lub trzy działa samobieżne, że był czołg Panzerkampfwagen IV, który został zniszczony lub porzucony przez załogę przy ulicy Waryńskiego – są fotografie, jest wykonywane w latach 46-47 dokumentują obecność tej maszyny. Jedna z hipotez dotyczyła jeszcze jednego czołgu. Domniemanie było takie, że Niemcy używali w walkach dwóch czołgów w sensie pojazdów z wieżami. Drugim czołgiem miał być Panzerkampfwagen III w wariancie E. Skąd taka hipoteza? Istnieje jedna fotografia, która jest rozpoznawana jako zdjęcie z Kołobrzegu, gdzie właśnie taki pojazd jest. My analizując zdjęcia wykonywane przez Józefa Rybickiego, który dość dobrze dokumentował Kołobrzeg po samych walkach, w zasadzie 18,19,20 marca 45 roku, który również fotografował wraki. Wraki większości pojazdów grupy pancernej „Beyer” są na tych zdjęciach, natomiast tej „Trójki” tak zwanej nie ma. To samo tyczy się zdjęć powojennych. Analizowaliśmy materiały pana Wiśniewskiego, który był jednym z pierwszych polskich fotokronikarzy już tutaj osiadłych w Kołobrzegu, i tam mamy Panzerkampfwagena IV, są hetzery tak zwane, czyli te działa samobieżne, ale znowu nie ma Panzerkampfwagena III. Ta dyskusja doprowadziła do takiego punktu, w którym zaczęto powątpiewać, czy ten czołg w ogóle był w Kołobrzegu. I w tym momencie pojawia się pan Jan Orliński i historia, którą państwo usłyszeliście, czyli czołg, który został zniszczony lub porzucony przez załogę, niekoniecznie w samym mieście. Te okolice ulicy Krzywoustego, o których mówimy, i miejsce potyczki na Hohe-Bergu, do której doszło 5 marca 1945 roku – jedynej pancernej potyczki w walkach o Kołobrzeg z udziałem grupy pancernej „Beyer” i czołgów radzieckich wtedy jeszcze. To były tereny, które dzisiaj są w granicach miasta, natomiast na poziomie 45 roku znajdowały się w zasadzie na podejściu do Kołobrzegu. Zarówno dla Józefa Rybickiego, jak i dla Wiśniewskiego, to nie były już tereny atrakcyjne zdjęciowo, bo po prostu to nie był Kołobrzeg. Tak to interpretujemy dzisiaj, dlatego tych fotografii nie ma. Natomiast samo znalezienie tego koła, historia, która jest autentyczna- bo dotyczy spraw rodzinnych, mamy konkretne osoby, które w tej historii brały udział, ten element z przekładnią z kołem napędowym – zębatym, czyli kolejna zagadka, która gdzieś tam w tle jest, ale przede wszystkim to, co jest najważniejsze dla nas jako historyków: że otrzymaliśmy jednoznaczne potwierdzenie, że grupa „Beyer” użytkowała nie jeden, a dwa czołgi na pewno.

Doktor Gładysiak wspomniał, że choć to odkrycie nie „wywraca świata do góry nogami”, to jednak jest elementem odczarowującym historię bitwy o Kołobrzeg, stąd jest to ważne dla muzeum. Przez dr. Gładysiaka zostało nazwane nawet „kołem kołobrzeskim”.

  • W trakcie tej potyczki na Hohe- Bergu zostały wyrzucone skrzynie amunicyjne i pojawiły się pewne elementy pojazdu, które zostały tam odkryte w czasie budowy obwodnicy. Po pierwsze: wiemy, że w tej potyczce uczestniczył Panzerkampfwagen IV, bo są skrzynie amunicyjne od tego pojazdu, ale jest także klakson, fragment klaksonu  w kolorze ciemnoszarym, który być może należał także do Panzerkampfwagena III (…) Jest to klakson czołgowy, będziemy go prezentowali na wystawie głównej. Kolejna cegiełka do tej wielkiej wielkie budowli, jaką jest prawdziwa historia walk o Kołobrzeg została dołożona.

Zapowiedziano, że lokalizacja wraku jest dość dobrze znana i że akcję poszukiwawczą Muzeum będzie się starało przeprowadzić.

To suchy zapis konferencji. Jednak zdanie: „prawdziwa historia walk o Kołobrzeg została dołożona” oraz twierdzenie o „odczarowaniu historii bitwy o Kołobrzeg” zobowiązuje. Podczas konferencji zadaliśmy proste pytania, które jednak Muzeum na swojej stronie ucięło. Dlaczego? Tego nie wiemy, pytania jednak były konkretne: jaki jest dowód na to, że jest to właśnie koło – a właściwie tak naprawdę połowa koła – od Panzerkampfwagen III i jaki jest dowód na to, że czołg ten brał udział w walkach o Kołobrzeg…? To przecież była istota konferencji, tak szumnie zapowiadanej.

Sprawa bowiem nie jest tak oczywista, jak ją przedstawiło dziś Muzeum.   Po pierwsze: skąd wiadomo że czołg,  z którego pochodzi odnaleziony zabytek,  bronił Kołobrzegu przed żołnierzami polskimi – jak twierdzi MOP w notatce prasowej. Skąd wiadomo, że w ogóle brał udział w walce o Kołobrzeg – a tak również twierdzi MOP…?

Jakie wydarzenie miało tam miejsce, o którym mowa podczas konferencji w marcu 1945,  wiemy choćby z wydanej niedawno książki autorstwa dr. H. Kroczyńskiego pt. „Jedenaście wieków Kołobrzegu. Zapiski kronikarskie. Tom I”:  „Po południu 4 marca jedna radziecka kompania, w składzie pięciu czołgów przeprawiła się przez Parsętę i podeszła pod miasto od Południa. O zmroku znajdowała się już na Wysokiej Górze (obecnie pętla autobusu nr 7 Janiska). Dostała rozkaz czekać tam do świtu. Tymczasem w nocy niespodziewanie została zaatakowana od tyłu przez zabłąkaną niemiecką grupę pancerną  (4 czołgi i 3 działa samobieżne), która od Karlina przebijała się do Kołobrzegu…”.

Dr Łukasz Gładysiak wspomniał, że „miała tam miejsce jedyna znana potyczka pancerna pod Kołobrzegiem”. Warto przy okazji zauważyć, że jeśli chodzi o wyżej wspomniane wydarzenie, to nie brali w nim udziału żołnierze polscy, lecz radzieccy. Polska Armia wkroczyła do walk o miasto dopiero 7 marca. Skąd więc informacja podawana przez Muzeum Oręża Polskiego o zabytku związanym z obroną Kołobrzegu przed Polakami?

Hieronim Kroczyński pisze dalej: „Radziecka jednostka została rozbita, a Niemcy przemieścili się pod miasto. Droga wjazdowa była zamknięta barykadą przeciwpancerną. Dopiero rano wytyczono im okrężną drogę przez podwórze małego gospodarstwa znajdującego się w pobliżu obecnej szkoły przy ul. Bogusława X.

Mając powyższe na uwadze można przypuszczać, że pojazd, którego koło zostało odnalezione, nawet nie wjechał wówczas do Kołobrzegu, nie mówiąc o wyjeździe. Skoro wjazd do miasta z omawianego kierunku był zamknięty barykadą przeciwczołgową, której nie usunięto,  aby wpuścić do miasta własne czołgi, to tym bardziej by jej później nie rozbierano w celu przypuszczenia pancernego kontrataku na oblegającego miasto przeciwnika. Poza tym: nie mamy wzmianki o tym, by Niemcy ponieśli jakieś straty –  za to wiemy, że straty były po stronie radzieckiej…

  • Tego koła nie przywiózł nikt z niewiadomo, skąd – odpowiedział na nasze pytanie Aleksander Ostasz. – Ono od zawsze było w rodzinie pana Jana, ono się tam znajdowało. W wyniku wysadzenia elementy, które mogły się przydać w gospodarstwie, trafiały do tego gospodarstwa.

Odpowiedział również dr Łukasz Gładysiak:

  • Poszukiwanie potwierdzenia w dokumentach na poziomie 45 roku i tworzonych ad hoc grup bojowych nie ma najmniejszego sensu, bo tego nikt nie robił. Mamy fotografię, gdzie jest czołg w wersji E jest i jest to fotografia rozpoznana jako Kołobrzeg. To zdjęcie nie jest wykonane na tle latarni czy innego charakterystycznego elementu obiektu. Nie mamy pewności czy to jest Kołobrzeg – potwierdza, zagadnięty twierdzeniem, że takie zdjęcie mogło zostać wykonane gdziekolwiek. – Dopóki nie znajdziemy pozostałych części wraku, nie powiemy, że na sto procent ta maszyna była. Dla mnie jako historyka, ta historia i opowieści pana Jana jest wiarygodna i uznaję, że jest to potwierdzenie pewnej tezy, która pojawia się w zasadzie od lat sześćdziesiątych. Na tym teraz będziemy bazować. Ja ze swojej strony jako Łukasz Gładysiak, pracownik naukowy Muzeum Oręża Polskiego mogę powiedzieć, że jestem pewny, że taki pojazd w Kołobrzegu walczył. To jest oczywiście moje zdanie i jesteśmy gotowi na dyskusję.
  • Jest jeszcze jeden element, który potwierdza prawdziwość tego przedmiotu – mówi Jan Orliński. – Podczas budowy obwodnicy kołobrzeskiej na Krzywoustego operator koparki wykopał kilkanaście przęseł gąsienicy z  Panzer III. Niestety, nie udało nam się przejąć tego fragmentu gąsienicy, ponieważ jak twierdzili pracownicy budowy, wywieźli go na złomowisko. Sprawdziliśmy wszystkie złomowiska, żaden z właścicieli skupu złomu nie przyznał się do przyjęcia tego znaleziska – wyjaśnia.

Jeżeli na podstawie jedynie koła – a właściwie połowy – budowana jest „prawdziwa historia walk o Kołobrzeg”, to warto byłoby przeprowadzić choćby podstawową analizę rzeczonego koła. O opinię poprosiliśmy Olafa Popkiewicza – znanego archeologa i  bronioznawcy. Potwierdził jednoznacznie, że jest to połowa koła jezdnego od Pz III. Całe wygląda tak:

Panzerkampfwagen III z Kubinki

Problem jednak polega na tym,  że podwozia Pz III były wykorzystywane do szerokiej gamy wielu innych pojazdów, które miały siłą rzeczy koła te same co w Pz III;

Na przykład w StuG III Ausf G: (poniżej dalsza część tekstu)

StuH 42:

Stug III G Munster Panzermuseum:

Pz III Bovington Tank Museum:

Co więcej; przechwycone przez Rosjan Pz III konwertowano na działa samobieżne SU76i. Przeróbek dokonywano w fabryce No 38 w Kirowie, zachowując niemieckie podwozie wraz z kołami i montując na nich radzieckie armaty przeciwpancerne ZIS 3 albo S 1. Na podwoziu Pz III budowany był pojazd amunicyjny zwany Munitionspanzer III. I wszystkie wymienione pojazdy miały te same koła jezdne.

  • Wyglądało to jak Pz III tyle,  że bez wieży, z zaślepionym otworem na wieżę – objaśnia Olaf Popkiewicz. – Do tego na podwoziu Pz III budowano czołgi ewakuacyjne, do holowania innych czołgów,  zwane Bergepanzer III. Na podwoziu Pz III robiony był też na przykład Pz.Boeb. Wg. III, czyli pojazd obserwacyjny artylerii, który wyglądał jak czołg, ale nim nie był – podkreśla bronioznawca i dodaje, że wojska aliantów używały na szeroką skalę sprzętu zdobycznego. – Jeszcze po wojnie nasza armia używała też dział samobieżnych StuG III – z kołami jak w Pz III. Był to 5 Dywizjon Artylerii Pancernej, który po rozformowaniu przekazał pojazdy do 3 Szkolnego Pułku Czołgów.

Olaf Popkiewicz zwraca uwagę na to, że radziecka kompania czołgów, która poniosła straty w opisywanym starciu, mogła mieć na uzbrojeniu nie tylko zdobyczne czołgi niemieckie, ale także SU 76i, budowane na podwoziu Pz III:

  • Czyli koło od Panzerkampfwagen III może być równie dobrze kołem od StuG III oraz jeszcze kilku innych pojazdów, zarówno niemieckich jak i nawet radzieckich – podsumowuje

Nie bez znaczenia jest również fakt, że sprzęt niemiecki był używany przez zarówno Wojsko Polskie, jak i Armię Czerwoną. Na zdjęciach widoczna Pantera w rękach polskich na defiladzie…

… a także Pantery z radzieckiej kompanii czołgów. Zdjęcie z 1944 roku:

  • Gdyby zajrzeć do raportów polskich, na pewno byłaby informacja o zniszczeniu niemieckiego czołgu. Rzeczy wstydliwe mogliby zataić, ale zniszczenie niemieckiego czołgu to był powód do dumy, zatem w polskich źródłach powinno adnotację mieć – zauważa O. Popkiewicz i dodaje:  – To, że gdzieś się koło wala nie oznacza, że tam był czołg. Były przecież samochody techniczne, które woziły części. Na przykład na Mierzei Wiślanej nie było żadnego „Tygrysa”, to jest pewne, choć jest znane dokonane tam znalezisko koła od Tygrysa. Skąd się wzięło? Najprawdopodobniej w czasie panicznej ewakuacji z Prus Wschodnich zawędrował tam jakiś pojazd wsparcia technicznego z batalionu czołgów ciężkich, z którego zapomnieli zrzucić części. Z pewnością na podstawie tego znaleziska nie można na tej podstawie powiedzieć, że jakiś „Tygrys” był na Mierzei…

Jeśli więc wiązać tę połowę koła z walkami o Kołobrzeg, to bardziej prawdopodobna byłaby koncepcja,  że pochodzi ona z pojazdu utraconego przez Czerwonoarmistów, którzy jak zostało wykazane, korzystali ze zdobycznych pojazdów niemieckich jak i konwersji tychże pojazdów. Najbardziej jednak prawdopodobne wydaje się że… w gospodarstwie od wojny przechowywana była połowa koła od niemieckiego pojazdu pancernego rodziny III, niesprecyzowanego bliżej typu.

Komentarz:

Opowieści od rodziny, nie z pierwszej ręki. Koło zębate było, ale nie ma. Czołg wojsko próbowało wydobyć, ale burza z ulewą pochłonęła (zwracam uwagę tak przy okazji, że jeśli wojsko otrzymuje rozkaz: „wykonać”, to ma wykonać i już, każdy kto miał wojskowego w rodzinie o tym doskonale wie).  Zdjęcia ktoś miał- co prawda teraz nie można ich znaleźć, ale na pewno będą znalezione. Gąsienica przeniesiona do złomu, ale nikt się nie przyznaje, że ją przejął.  Fotografia niby dokumentująca obecność Panzerkampfwagen III w Kołobrzegu – uznana za taką, ale nie jest pewne, czy robiona w ogóle w okolicach Kołobrzegu, bo elementów charakterystycznych brak. Józef Rybicki dość dobrze dokumentował wraki, tylko  „Trójki” na nich nie ma. Dyskusja dochodzi do punktu, w którym zastanawiano się, czy ten czołg w mieście naszym w ogóle był, po czym zjawia się – cytuję: „Pan Orliński i historia, którą państwo usłyszeliście” i przynosi koło do Muzeum… To ma być przełom w historii walk o Kołobrzeg…? To jest wyjaśnienie „zagadki” tej bitwy…?

Podsumujmy, co usłyszeliśmy:

  1. Legendę o Pz III dorobiono po prostu na podstawie koła. Koła, które jako podwozie mogło być używane w wielu innych pojazdach i wcale nie musiał to być PZ III. Jak historycy na podstawie połowy koła mogą twierdzić i przekazywać światu, że to był dokładnie taki, a nie inny czołg? Dodatkowo, podkreślam: zapewniając, że brał udział w walkach o Kołobrzeg?
  2. Opowieści o wysadzeniu czołgu mogą być prawdziwe, ale czy na pewno ludzie, którzy osiedlali te ziemie po wojnie pamiętają dokładnie, jaki to był czołg?  Dla wielu z nas czołg to po prostu pojazd z gąsienicami. Twierdzenie, że był to „na pewno” Panzerkampfwagen III padło, przypominam, na podstawie jednego, dostarczonego do Muzeum koła.
  3. „Najważniejsze dla nas jako historyków: że otrzymaliśmy jednoznaczne potwierdzenie, że grupa „Beyer” użytkowała nie jeden, a dwa czołgi na pewno”. Jak historyk może twierdzić tak jednoznacznie, mając póki co jedynie koło i przecież , jak sądzę, o wiele większą ode mnie wiedzę historyczną…?  A przede wszystkim wiedzę z publikacji dr Hieronima Kroczyńskiego?

Reasumując: do Muzeum Oręża Polskiego zostało przekazane koło, które według opowieści rodzinnych spędziło na podwórku 76 lat. Reszta jest po prostu dorobioną historią, bo póki co, nie ma żadnych dowodów na to, że jest to koło od „kołobrzeskiego” PZ III, że akurat ten czołg tu był. Nazywanie go zatem „kołobrzeski” jest póki co znacznie na wyrost!  Szafowanie określeniem, cytuję: „Kolejna cegiełka do tej wielkiej budowli, jaką jest prawdziwa historia walk o Kołobrzeg została dołożona” jest w tym momencie zaprzeczeniem całej historii. Tak ma wyglądać prawdziwa historia? Prawdziwa – że mamy koło i na pewno musi to być PZ III, a nie np. StuG III, StuH 42, SU 76, które takie same koła posiadały?  Najpierw należałoby dokładnie przeprowadzić poszukiwania, znaleźć więcej elementów uprawdopodobniających całą historię, a potem przedstawiać ją całemu światu. Muzeum Oręża Polskiego po raz kolejny, z połówki koła jezdnego od najbardziej popularnego niemieckiego podwozia II Wojny Światowej utworzyło cały czołg i dorobiło legendę rodzinną, nazywając to przełomem, „rozwiązaną zagadką walk o Kołobrzeg” i tym podobne. To nie jest prawdziwa historia, to jest dorabianie teorii, a co gorsza: sprzedawanie jej światu w takiej formie. Nie jest to „czepialstwo” z mojej strony, ale już kiedyś w czasach słusznie minionych przerabiałam fałszowanie historii. Nie sądziłam, że spotkam się z tym po raz kolejny. Od czasów pomijanego w czasach szkolnych Katynia wszelkie próby manipulacji historią wywołują u mnie zdecydowany sprzeciw. Jedno słowo: „prawdopodobnie”, „będziemy dociekać”, „mamy podejrzenia” załatwiłoby sprawę, ale nie: oficjalnie mówiono o unikacie, o tym, że „mamy do czynienia z przełomem”.  Czyli połową koła. Ot, „przełom” w wykonaniu kołobrzeskim i nawiązaniu do walk o Kołobrzeg. Przykre.

Żaneta Czerwińska

Fotografie dzięki uprzejmości  Olafa Popkiewicza

 

Zostaw komentarz